Aktualności i wydarzenia
Zapraszamy do lektury!
- 1 września 2018
- Posted by: Administrator
- Category: Aktualności
Dorota Ceran: BRITISH CENTRE, firma, którą stworzyłaś i która rozwija się w sposób wzorcowy, obchodzi w tym roku swój srebrny jubileusz. Prowadzisz firmę tak, jakby zarządzanie nią było wyłącznie przyjemnością.
Bożena Ziemniewicz: BRITISH CENTRE jest firmą, która faktycznie jest już obecna na rynku 25 lat, ćwierć wieku zatem. Przeszły przez nią tysiące łodzian. I nie tylko łodzian, bo mieliśmy oddziały w różnych miejscach i nadal prowadzimy szkolenia w całej Polsce – firma ma zasięg ogólnopolski. A jest łódzka, wrośnięta w nasze miasto i bardzo rozpoznawalna, o czym świadczą badania socjologiczne. Takie firmy zasługują na to, by je szerzej pokazywać, zwłaszcza przy okazji okrągłych jubileuszy. Działamy przez te 25 lat na rynku bardzo dziwnym, bo takim… rozwijającym się niezgodnie z przewidywaniami. W przypadku firm produkcyjnych można przewidzieć jak wygląda cykl koniunkturalny, w przypadku firm usługowych, na dokładkę z obszaru edukacji, nie sposób.
Dlaczego?
Ponieważ pojawiają się na rynku nowe możliwości, choćby technologiczne, zwłaszcza dotyczące technologii IT, które prowadzą do tak wielu zmian, że jeżeli któraś z firm edukacyjnych, a zwłaszcza szkół językowych, nie potrafi się dostosować, to znika. Dlatego spośród firm, które się pojawiły mniej więcej w tym samym czasie co BRITISH CENTRE zostało tyle, że można je policzyć na palcach jednej ręki. Poza tym jest mnóstwo czynników bardzo „miejscowych”, które wpływają na sytuację rynkową.
BRITISH CENTRE to firma trzyczęściowa.
Najbardziej znana jest ta jej część, którą można nazwać szkołą języków obcych, a przez którą przewinęło się blisko pięćdziesiąt tysięcy osób.
Część druga to centrum egzaminacyjne autoryzowane przez Cambridge University. Jedno
z dwóch w naszym regionie, a to drugie działa w strukturze Uniwersytetu Łódzkiego. Skoro jesteśmy pod tym względem w jednym rzędzie z takim potentatem, to jest to z pewnością duże osiągnięcie!
I trzecia część, taka bardzo moja i bardzo przeze mnie niańczona, lubiana i przytulana do serca – BRITISH CENTRE Training, szkolenia miękkie. Czyli szkolenia z komunikacji interpersonalnej, z savoir-vivre w biznesie i poza nim, z design thinking, ale też szkolenia sprzedażowe, zarządzanie zespołami i wiele innych. Tu jest też miejsce na moje coachingi, czemu oddaję się z pasją. Kocham te moje rozmowy z klientami, kiedy pytania, czasem bardzo natrętne, zmuszają ich do intensywnej pracy intelektualnej, do głębokiej refleksji
i poszukiwania wewnątrz siebie rozwiązań. I to zdziwienie, że przecież wszystko mają, wszystko jest na wyciągnięcie ręki, że aż tak dużo od nich samych zależy… No i doradztwo biznesowe – doradzam na przykład start-upom. Wielu z nich w Łodzi pomogłam, bo nieźle znam ten rynek, podpowiadam więc, jak się po nim poruszać, jak zdobywać klientów, jak optymalizować sytuację finansową itd. – to wiedza zgromadzona na przestrzeni tych wszystkich lat funkcjonowania na rynku łódzkimi i w samorządzie gospodarczym.
Dziś, po dwudziestu pięciu latach, firma zmieniła także swoje zewnętrzne oblicze, ma znakomitą siedzibę tuż przy centrum uniwersyteckim…
Pierwszą naszą siedzibą była szkoła przy ulicy Sterlinga. Byliśmy w „Jedynce” przez wiele, wiele lat. Dom na Pomorskiej, dawniej konsulat honorowy Austrii, kupiliśmy, gdy akurat ciężko chorowałam – decyzja zapadła w szpitalu. Właściwie była to znakomita motywacja do zdrowienia, bo trzeba było spłacić kredyt (nota bene we frankach szwajcarskich…). Było to mniej więcej w tym samym czasie, kiedy do Szkoły Podstawowej nr 1 dołączyło Gimnazjum nr 1, dzieci zostały stłoczone. My z kolei rozrastaliśmy się, brakowało miejsca. Zresztą sale szkolne przestały spełniać oczekiwania słuchaczy z uwagi na brak odpowiedniego sprzętu. Nowoczesna nauka języka wymaga stałego dostępu do Internetu, do komputera i rzutnika.
W naszych oddziałach, tu na Pomorskiej i na Kościuszki, mamy sale z pełnym wyposażeniem. Z tym, że na Kościuszki mamy problem z miejscami do parkowania, to raz; i z hałasem, to dwa. Gdy jest upał, duszno – nie można otworzyć okien. A nie możemy zainstalować klimatyzacji, bo budynek jest zabytkowy.
Jakie są związki Twoje i Twojej firmy z Klubem 500-Łódź?
Zastanawiam się, jak długo jestem w Klubie 500 i nie potrafię sobie przypomnieć, ale myślę, że trwa to już co najmniej 10 lat. Przyszłam przypadkiem zaproszona na jakieś spotkanie, bo w tym czasie byłam wiceprezesem Polskiej Izby Firm Szkoleniowych. I zachwyciła mnie obecność tylu interesujących ludzi, którzy niewątpliwie odnieśli sukces życiowy. To było dla mnie ogromnie atrakcyjne. Zaczęłam z nimi rozmawiać, zaczęłam szukać możliwości podejmowania wspólnych działań i uznałam, że Klub 500 to jest akurat to miejsce, do którego ja pasuję, bo da mi szansę na rozwój. A to jest dla mnie zawsze najważniejsze!
Co daje Ci ten związek?
W momencie, kiedy zostałam członkiem zarządu, rzuciłam się dosłownie w wir działań. Bo ja nie potrafię być obojętna wobec organizacji, która staje mi się bliska. Klub 500-Łódź stał mi się bardzo bliski. Między innymi dlatego, że wiem co to znaczy trwanie organizacji, a ona zbliżała się do dwudziestolecia. Jeśli coś przetrwało prawie 20 lat, to musi opierać się na wartościach.
Na jakich?
Jakich? Szacunek dla ludzi. Wysoka kultura osobista. Hołdowanie tradycjom, z tym niemodnym już w kręgach nieco młodszych ludzi savoir-vivrem włącznie. Docenianie ciężkiej pracy. Przecież każdy, kto osiągnął sukces, wie, że nie spada on z nieba… Pieczołowite przechowywanie pamięci o ludziach, którzy z nami byli. Słuchanie z uwagą innych. Nieocenianie ich. Dawanie szansy nowym. Traktowanie innych ludzi tak, jak – moim zdaniem – traktowani być powinni. Taka enklawa kultury i współczesnych wyższych sfer, do których wiedzie szlachectwo dokonań, a nie mandat zdobyty przez manipulowanie PR-em. Po prostu elita przedsiębiorczej Łodzi.
Wcale nie jest ławo rozeznać się w pierwszej chwili, dlaczego Klub od tak dawna niezmiennie funkcjonuje. A wiesz dlaczego, tak naprawdę? Bo każdy chciałby być właśnie taki i należeć do tak rozumianej elity. Snobizm? Może tak, ale pozytywny, motywujący do działania. I tak, jak mnie zachwyciła obecność w Klubie tylu znakomitości, tak dla wielu osób udział w spotkaniach i poznanie właścicieli tylu firm, których produkty znają z półek sklepowych, reklam i ukazujących się w przestrzeni marek, to jest naprawdę coś. Wielki podziw dla tych ludzi, bo jakim sprawnym menedżerem trzeba być, by doprowadzić do rozwoju firmy, by się rozrosła, stała się znana… To jest najbardziej interesujące. I ten podziw jest dla mnie wystarczającym powodem, bym chciała wśród tych ludzi być i uczyć się od nich. I to – oprócz czystej przyjemności przebywania w kulturalnej atmosferze – jest ta wielka wartość. A nie ukrywam, że mam takie „skrzywienie”, że chciałabym każdego dnia coś nowego, jakiś nowy kęs wiedzy posiąść. To jest moje dążenie do doskonałości… mój motor napędowy. No bo jeżeli chcesz być coraz lepszy i to na różnych płaszczyznach, to musisz od kogoś się tego uczyć. A od kogo się uczyć, jak nie od lepszych właśnie? A w Klubie są właśnie ci lepsi. Lepsi, bo osiągnęli więcej. I ja chcę ich podpatrywać, słuchać ich rozmów, dowiadywać się, co jest dla nich ważne, na czym się w swoich działaniach opierają. Traktuję ich jak moich mentorów, moich mistrzów. I oczywiście z całego serca Klub polecam wszystkim, którzy wędrują ścieżką tego typu kariery.
Jaka jest Twoja rola jako członka zarządu Klubu 500-Łódź?
Dzisiaj chyba Klub czerpie z tego związku więcej niż ja. Przede wszystkim – moje kontakty. Na przykład z uczelniami. Bo jestem związana z edukacją. Nade wszystko chodzi tu o Polską Komisję Akredytacyjną, w której jestem ekspertem ze strony pracodawców właśnie.
W związku z tym moja pozycja w rozmowach z pracownikami uczelni wyższych jest trochę inna niż pozycja zwykłego przedsiębiorcy. Dla pracowników uczelni ktoś, kto jest ekspertem Polskiej Komisji Akredytacyjnej to jest… ktoś bliższy. W tym gremium głównie zasiadają pracownicy uczelni, natomiast ekspertów zewnętrznych, jak ja, jest niewielu.
Po drugie – na polu menedżerskim też coś tam osiągnęłam (byłam zresztą nominowana w Konkursie na Menedżera Roku). To doceniono w zarządzie i delegowano mnie do Kapituły Certyfikacji Menedżerów, co postrzegam jako fantastyczną przygodę. Oznacza to dużo pracy, zabiera sporo czasu, ale daje ogromną satysfakcję.
Po trzecie – moje związki z samorządem terytorialnym. Jestem radną Sejmiku Województwa Łódzkiego (co samo w sobie mogłoby być pełnoetatowym zajęciem), gdzie kieruję komisją o bardzo szerokim spectrum, czyli Komisją Ochrony Zdrowia, Rodziny i Polityki Społecznej. Nawiasem mówiąc, ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, czym jest polityka społeczna utożsamiając ją z pomocą społeczną, a to naprawdę nie to samo. Polityka społeczna obejmuje właściwie wszystkie dziedziny życia: od edukacji po budownictwo. Czyli wszystko, co decyduje o jakości życia ludzi w naszym regionie. Jestem przedsiębiorcą, jestem wolnorynkowcem, jestem liberałem… i powierzanie mi spraw z zakresu polityki społecznej mogło być trochę dla mnie trudne. Tymczasem sama się zdumiałam tym, że nie ma tu dla mnie żadnego dysonansu. Nawet lepiej rozumiem, na czym polityka społeczna powinna się opierać i jak funkcjonować. Bo fakt, że jestem absolutnie przeciwna rozdawnictwu
i absolutnie przeciwna temu, by szkodliwie ludziom pomagać, zwalniając ich z myślenia i z odpowiedzialności za siebie i za swoje rodziny, pomaga mi zdiagnozować miejsca, gdzie my, jako społeczeństwo (w tym przedsiębiorcy odpowiedzialni społecznie), musimy solidarnie wspomagać ludzi, którzy sobie nie potrafią poradzić z różnych obiektywnych względów. Choćby z powodu utrwalonej biedy, która niekoniecznie wynika z tego, że nie są w stanie z niej wyjść, tylko że często wygodniej jest nic nie robić. Takim ludziom trzeba najpierw dać poczucie wartości, a zaraz potem rzucić przysłowiową wędkę. Patrzenie z różnych wszystkich punktów widzenia jest zdecydowanie wartością dodaną. Konkludując – Klub 500-Łódź ma dzięki mnie także kontakty ze światem samorządowców.
Jeszcze to, że funkcjonuję w strukturze samorządu gospodarczego, też jest dość przydatne. Jestem wiceprezesem największej izby gospodarczej w regionie łódzkim, mam pełne rozeznanie, co się dzieje, a to jest dość ważne.
Jeżeli pojawia się wydarzenie ważne dla Klubu 500, jak chociażby jubileusz, to przez szacunek dla historii tego Klubu, historii związanej z Łodzią (bo to jest taki bardzo łódzki klub, szalenie mocno w mieście osadzony), przez szacunek dla osób, które funkcjonowały
w Klubie, które już odeszły (chwilowo lub na zawsze), a wniosły powiew swojej osobowości, staram się je ocalić i przekazać innym ludziom. I docenić tych wszystkich ludzi, którzy w Klubie byli. Bardzo jest ważne, w moim odczuciu, mówienie ludziom ”Ty tu byłeś, zostawiłeś tu kawał swojego życia, to ważne – dziękujemy Ci.”
Czy w innych miastach są podobne Kluby?
Nasz Klub jest autorskim pomysłem Sylwestra Szymalaka, prezesa Stowarzyszenia i osób wokół niego zgromadzonych blisko 25 lat temu. Pomyślany był jako oddział lokalny powstającego wówczas w Warszawie Klubu 500. A przypomnę, że był to okres budowania nowych wzorców gospodarczych, nowej III RP. Po klubie warszawskim dawno nie ma śladu, a nasz Łódzki dalej funkcjonuje. W innych miastach, jak i w Łodzi, są rożne kluby biznesowe. Natomiast niewątpliwie Stowarzyszenie Klub 500-Łódź jest o tyle odmienne, że zajmujemy ważną pozycję w środowisku biznesowym – bez nas nic się ani w mieście, ani w regionie nie dzieje. Jesteśmy zapraszani do ciał naprawdę znaczących, choć nie jesteśmy instytucją samorządu gospodarczego, tylko raczej okołobiznesową. I tu też mam pewien sukces. Mianowicie – przy Marszałku Województwa została powołana Rada Gospodarcza Województwa Łódzkiego (jeszcze w poprzedniej mojej sejmikowej kadencji zaparłam się, że coś takiego zostanie powołane), do której wprowadziłam przedstawicieli izb gospodarczych z regionu. I uważam, że jest to faktycznie moja zasługa.
Ale, choćby Klub był nawet najwspanialszy na świecie, to jeżeli nie będziemy go promować, informować ludzi o jego działalności, o jego inicjatywach, to ludzie zwyczajnie nie będą o nim niczego wiedzieć. Zwłaszcza, że jest elitarny i tak jest postrzegany przez wielu przedsiębiorców. Należenie do niego nie jest czymś pragmatycznym, ale nobilitującym – na pewno.
Jakie są twoje oczekiwania na przyszłość, związane z Klubem 500-Łódź?
Marzy mi się rozwój Klubu, ale ja akurat nie jestem zwolenniczką rozwoju ilościowego, lecz jakościowego. Jestem jedną z tych osób, które mówią: „Nic na siłę”. Nie ma takiej potrzeby, żeby to było dosłownie 500 firm. Z mojego, bardzo egoistycznego założenia wynika, że potrzebne jest obcowanie z ludźmi z klasą, z takimi jak np. Jola Chełmińska, którą poznałam zaraz po związaniu się z Klubem. Chciałam mieć z nią kontakt. Z tego powodu nawet zapisałam się do Międzynarodowego Forum Kobiet, w którym działała – byłam nią autentycznie zafascynowana i bardzo chciałam poznać bliżej. Tak, obcowanie ze znakomitymi, wartościowymi ludźmi to jest to, czego oczekuję od Klubu 500-Łodź.
Źródło: http://klub500lodz.pl/aktualnosci/Rozmawiamy_z_Bozena_Ziemniewicz/110/